W moim gabinecie spotykam się z wieloma pacjentami, którym nie można postawić diagnozy zaburzenia, czy choroby psychicznej. Często ludzie udają się do psychologa lub psychoterapeuty z powodu znacznie gorszego samopoczucia, które zaczęło się w trakcie lub po wystąpieniu jakiegoś kryzysu w życiu. Niektórzy z nich spełniają kryteria diagnostyczne zaburzenia adaptacyjnego (o którym napiszę innym razem), ale nie jest to standardowa diagnoza u osób doświadczonych jakimiś trudnościami życiowymi. Moje doświadczenie w pracy z takimi pacjentami podpowiada mi jeden bardzo ważny wniosek: wielu z tych pacjentów ma bardzo słabe lub w ogóle nie ma wsparcia społecznego. I o tym chciałabym kilka słów napisać.

W naszym otoczeniu często są osoby, które znajdują się w kryzysie lub doświadczają trudności życiowych. Dla niektórych kryzysem jest ślub, dla innych śmierć rodzica lub małżonka, dla jeszcze innych zmiana pracy lub kupno domu. Wszystkie te sytuacje mają wspólny mianownik w postaci nowości. Mam na myśli to, że te sytuacje są dla nas zwykle nowe, nieznane, nie mamy na nie gotowych strategii radzenia sobie, nie działamy w nich automatycznie. Musimy w pewnym sensie na poczekaniu znaleźć sposób na odnalezienie się w tej sytuacji, zwykle w związku z nią mamy jakieś konkretne (lub mniej konkretne) zadania do wykonania. Zmiany w naszym życiu, nawet jeśli są zmianami na lepsze, mogą wywołać wysoki poziom stresu, bo wchodzimy w nieznane (trenerzy nazwaliby to wyjściem ze strefy komfortu). Jeśli mamy w swoim otoczeniu kogoś w trudniejszej niż zwykle sytuacji, lub jego stresy są znane lecz trwają bardzo długo, mamy tutaj pole do popisu. Popis w moim założeniu ma być popisem współodczuwania, empatii. Nie chodzi o to, by poczuć te same emocje co ta osoba, lecz by spróbować zrozumieć jego sytuację i udzielić wsparcia. Nie każdy z nas wyniósł z domu taką umiejętność jak udzielanie wsparcia, ale uważam, że warto próbować mimo to. Gdy ktoś opowiada nam o swojej sytuacji, o stracie której doświadczył, o trudnościach z jakimi musi się zmierzyć, bardzo chcemy pocieszyć tę osobę i zredukować jej przykre emocje. Jednak uwierzcie mi, że nie zawsze chodzi o to, by kogoś rozśmieszyć, rozweselić, czy odwrócić jego uwagę. Podam kilka przykładów. Gdy umiera pacjent w hospicjum, nie mogę powiedzieć jego rodzinie, że wszystko będzie dobrze. Warto w takiej sytuacji spróbować zwrotów „Wyobrażam sobie że to trudne, być tutaj i towarzyszyć mamie”, „Jeśli mogłabym coś dla was zrobić, to jestem tuż obok”. Gdy moja przyjaciółka straciła dziecko, nie mówiłam jej „Będziesz miała następne, nie załamuj się”, bo pokazałabym wtedy, jak bardzo upraszczam jej tragedię i jednocześnie oczekuję, że przestanie czuć to, co czuje, czyli smutek i żal. Wtedy przydały mi się takie zdania jak: „Nie wiem, co mogłabym powiedzieć, nie powiem nic, ale będę przy tobie”, „To co teraz czujesz to naturalne w tej sytuacji, nie blokuj tych emocji, przy mnie możesz je pokazać”. Często nasze słowa są zupełnie niepotrzebne, nasze czyny mówią o naszych intencjach. Czasem podamy komuś chusteczkę, by wydmuchał nos w płaczu, czasem położymy swoją dłoń na jego, czasem przytulimy, a czasem usiądziemy przy tym samym stole z kubkiem herbaty, by wspólnie pomilczeć. Niekoniecznie musimy rozwiązywać problemy za naszego bliskiego, chociaż czasem o to nas proszą.

Chciałabym wspomnieć o jeszcze jednej sprawie. O tym, że osoba w kryzysie często odczuwa złość, a nie tylko smutek czy lęk. Złość na sytuację, ale bywa, że złość na bliskich. Będąc w kryzysie emocjonalnym oczekujemy, że nasi bliscy będą wiedzieli czego potrzebujemy, że powiedzą co należy powiedzieć i pomogą zmienić sytuację. Jeśli chcemy wesprzeć taką osobę, możemy ją zwyczajnie zapytać „Co mogę zrobić, żeby pomóc ci w tej sytuacji”, „Czego teraz potrzebujesz?”, „Czy mogę ci się na coś przydać?”. Być może uzyskamy konkretną odpowiedź, być może nie. Jeśli nie, to nie denerwujemy się, czasem tak jest, że nie wiemy, czego chcemy. A ta sytuacja kryzysowa takim odczuciom sprzyja. Warto wtedy powiedzieć, że nie wiemy jak możemy pomóc, ale jeśli tylko taki pomysł przyjdzie któremuś z nas do głowy, to wspólnie o nim pogadamy. Pokażemy, że sprawa nas interesuje i że jesteśmy otwarci na wszelkie potrzeby naszego bliskiego.

Mam też słowo dla osób w kryzysie. Jeśli potrzebujesz wsparcia – powiedz o tym komuś. Nikt z nas nie czyta w myślach, nie zgadnie czego komu potrzeba. Jeśli wiesz, czego teraz potrzebujesz, potrafisz to nazwać – zrób to, powiedz otwarcie, co można dla ciebie zrobić (przytulić, pogadać o filmach, wypić z tobą herbatę, zostawić w spokoju, posiedzieć w milczeniu w jednym pokoju, cokolwiek innego). Jeśli trudno jest to nazwać, a zachowania innych nie pomagają w poprawie samopoczucia, spróbuj ich zrozumieć – robią co mogą, najlepiej jak potrafią, by ci udzielić wsparcia. Masz także prawo powiedzieć, że czegoś nie chcesz – pytań o samopoczucie co kilka godzin, zmuszania do jedzenia, nakłaniania do wyjścia, słów „Musisz wziąć się w garść”.

Postanowiłam o tym napisać, ponieważ uważam, że w niektórych przypadkach wsparcie bliskich – dobre, szczere, szanujące granice i potrzeby – może wspomóc pracę psychoterapeuty, a czasem nawet uchronić przed koniecznością wizyty w gabinecie. Nie bójmy się rozmawiać o tym, co dla nas trudne i kryzysowe, pytać innych o ich potrzeby i oczekiwania i stawiać granic, gdy ktoś je przekracza utrudniając nam poradzenie sobie z kryzysem.

Oczywiście jeśli trudności wykraczają poza nasze sposoby radzenia sobie, wsparcie jakie mamy nie jest wystarczające, nasze emocje są dotkliwe i wywołują cierpienie psychiczne, nie ma się co zastanawiać, warto porozmawiać z psychologiem lub terapeutą. Czasem łatwiej jest rozmawiać z obcą osobą niż z bliskimi, których często nie chcemy martwić. A czasem warto skorzystać z innego spojrzenia na sytuację, takiego z zewnątrz.