Doświadczenie, które dotyka większość z nas, to doświadczenie straty. Zwykle strata ma miejsce wtedy, gdy umrze ktoś dla nas bliski, z kim mieliśmy więź emocjonalną (włączamy w to również śmierć dziecka nienarodzonego). Zdarza się, że jako stratę rozumiemy również rozwód, rozpad związku partnerskiego, utratę przyjaciela, czy nawet śmierć ukochanego zwierzęcia. Ze stratą kojarzy się mocno pojęcie żałoby. Jest to bardzo charakterystyczny stan emocjonalny, którego doświadczają osoby bez względu na wiek, płeć, status społeczny, stan zdrowia. Jedni przeżywają silniejsze emocje w związku z żałobą, inni mniej silne, lub doświadczają ich krócej. Nie ma dokładnego limitu – ile trwa „zdrowa żałoba” i kiedy należy przestać odczuwać emocje po stracie. 

Żałoba to dość specyficzny proces. Tak, to proces, dlatego że zawiera się w niej kilka etapów, które mogą się powtarzać, pojawiać w innej kolejności, zazębiać, ujawniać w różny sposób. Opiszę dość ogólnie etapy żałoby, które zwykle mają miejsce, a które wiążą się z różnego rodzaju emocjami.  Posłużę się przykładem śmierci bliskiej osoby. Jednym z etapów żałoby jest tak zwany etap szoku. To czas, w którym nie dowierzamy, że ktoś umarł, że już go nie ma na tym świecie. Nawet jeśli ktoś umarł po długiej chorobie, to nadal ten etap ma prawo się pojawić. Mimo, że mamy świadomość, że ktoś umiera, może pojawić się myśl „dlaczego to już, dlaczego właśnie dzisiaj?” W przypadku śmierci bliskiej osoby jest to zwykle ten moment, kiedy rodzina załatwia wszystkie sprawy formalne związane z pochowaniem zmarłego. Człowiek działa wtedy troszkę na autopilocie, ma konkretne kroki do wykonania, kilka telefonów, kilka urzędów do zaliczenia. Niektórzy na wieść o śmierci bliskiego odczuwają niesamowicie silne emocje, krzyczą, płaczą, a inni wydają się być bez emocji. Każda reakcja jest w porządku, nie można mówić, że któraś z nich jest lepsza, a któraś gorsza. Jeśli ktoś nie płacze i nie krzyczy, to nie znaczy że mniej kochał zmarłego, mniej niż ten kto płacze. Każdy z nas odczuwa inaczej, reaguje inaczej, nie należy oceniać.

Po fazie szoku może przyjść pora na złość. Często bliscy mówią „dlaczego on mnie zostawił?” mając pretensje do zmarłego. Czasem pojawia się złość na pracowników medycznych, na lekarzy, że źle leczyli, na pielęgniarki, że źle się opiekowały, na karetkę, która za wolno jechała. Złość na cały świat, że taka tragedia nam się przydarzyła, takie nieszczęście. U jednych będzie od razu widoczna ta złość, będą o niej mówić, pokazywać, ujawniać. U innych nie będzie to takie oczywiste, a opisywać to będą jako bóle głowy, zaciśnięte zęby, koszmary senne, problemy w koncentracji. Ponownie powtórzę, każdy reaguje inaczej, nie można oceniać. Ten który krzyczy to nie jest furiat, a ten który ma bóle głowy i szczęki nie użala się nad sobą. Po prostu w ten sposób reaguje. 

Kolejny etap, który pojawia się w żałobie to etap targowania się. Z Bogiem czy z losem, to nie ma znaczenia. Przykładowe myśli, słowa osoby w żałobie na tym etapie to „Boże, ja już będę dobrym człowiekiem, będę dbał o żonę, tylko mi ją wróć”, ” Jakbym miał moc żeby mój mąż wrócił to już nigdy nie zaczęłabym awantury w domu „. I temu podobne. W tym etapie człowiek próbuje wejść w układ z siłą wyższą, żeby przywrócić życie osobie zmarłej. 

Kolejne, co zwykle dzieje się w procesie żałoby to etap smutku. Trwa on z reguły najdłużej, ale oczywiście nie ma na to reguły. To czas, w którym już bardzo realnie odczuwamy brak ważnej dla nas osoby, odczuwamy tęsknotę, bywa że pojawiają się fale intensywnego smutku podobne do depresji. To w tym etapie płaczemy, w dzień, w nocy, w pracy, w aucie, płaczemy niejako bez powodu, bez kontroli. Czasem płaczemy głośno, zanosząc się jak dziecko, a czasem tylko łzy płyną z oczu. Każdy inaczej odczuwa smutek, inaczej go wyraża. Jedni potrafią się dzielić tą emocją ze wspierającą osobą, a czasem smucimy się w samotności. To czas, w którym wspominamy zmarłego, oglądamy zdjęcia, filmy. Niektórzy mówią, że człowiek wtedy sam się nad sobą znęca, wzmaga smutek, który już ma. Smutek, jak każda emocja wymaga wyrażenia. Czasem potrzebna jest do tego odpowiednia atmosfera. Jeśli ktoś potrzebuje zdjęcia lub filmu po to, by otwarcie zapłakać, to ja to kupuje. Jest to warte tego, by emocja była uważniona, by dać jej miejsce i czas, by wyrazić ją w taki sposób, jaki dla nas będzie oczyszczający. I znowu – jeden będzie płakał dzień i noc, opowiadał w koło te same historię, dzielił się z innymi swoim smutkiem, a drugi przestanie spotykać się z ludźmi, trochę się zaniedba, będzie jadł mrożone posiłki, weźmie urlop w pracy. 

Przychodzi także moment na bardzo ważny etap żałoby, który nazywa się akceptacją. To czas, w którym godzimy się, także na racjonalnym poziomie (nie tylko emocjonalnym) ze śmiercią bliskiego. Oczywiście nadal będzie pojawiał się smutek, to nie jest tak, że cieszymy się że ktoś umarł. Ale emocje są o wiele mniej intensywne, nie wpływają na nasze codzienne funkcjonowanie, można powiedzieć, że wracamy wtedy do swojej zwyczajności, są częściej momenty, w których się śmiejemy, cieszymy z tego co zwykle. Jesteśmy w stanie rozmawiać o zmarłym bez płaczu, opowiadać anegdoty, nawet podzielić się tym, czego nam nie brakuje w związku z tą osobą. To coś do czego zwykle zachęcam – by kreować w swojej głowie zwyczajny obraz zmarłego. By nie słuchać powiedzenia, że o zmarłych nie mówi się źle. Ten kogo już nie ma, to był zwykły człowiek. Mógł być dobry, cudowny, zabawny, ale jak każdy miał swoje wady. Dobrze mieć je w swojej głowie. Dużo bardziej człowiek cierpi, gdy ze świata odchodzi ideał, anioł wcielony, niż zwyczajny człowiek, ze swoimi plusami minusami. 

Etapy żałoby, które zostały krótko opisane mogą pojawiać się u każdego inaczej, mogą się powtarzać, nakładać na siebie, pojawiać tylko na chwilę i przechodzić w kolejne.  Moment, w którym żałoba przestaje nam utrudniać codzienne życie musi nastąpić. Jeśli się to nie dzieje, to można mówić o „patologicznej żałobie”. Niestety nie ma jasnych wytycznych czasowych dotyczących żałoby, umownie ustala się, że jest to rok. Ale nie działa to w ten sposób, że gdy mija rok od czyjejś śmierci, to dnia następnego już człowiek jest szczęśliwy. Dla każdego to kwestia indywidualna. Zachęcam do tego, by w momencie niepewności, czy to co się ze mną dzieje jest „normalne”, czy żałoba trwa zbyt długo, skonsultować się z psychologiem. Niestety powikłaniem po takiej nieprawidłowo przebiegającej żałobie może być depresja lub zaburzenie lękowe. W procesie żałoby są takie bardzo specyficzne momenty, w których stan emocjonalny może się gwałtownie zmieniać, często właśnie wtedy człowiek wraca do etapu smutku lub złości. Te momenty to często święta, Boże Narodzenie i Wielkanoc, Wszystkich Świętych, dzień urodzin zmarłego, ważne wydarzenia rodzinne (czyjeś wesele, komunia wnuka, narodziny dziecka) oraz oczywiście rocznica śmierci.  To czy ktoś doświadcza żałoby w taki czy inny sposób to sprawa indywidualna. Zależy od ogromnej ilości czynników. Od wsparcia, od stanu zdrowia, od swoich zasobów psychicznych, od charakteru więzi z osobą zmarłą, od wcześniejszych doświadczeń, od przekazu rodzinnego, od sytuacji osobistej, od pozostałych obciążeń i stresów i wielu innych. Dlatego nie warto porównywać ludzi, czy siebie do innych, bo każdy z czymś innym wchodzi w każde doświadczenie. 

Jest kilka czynników, które sprzyjają prawidłowemu przeżywaniu żałoby. Nie dają one pewności, że nie wystąpią powikłania oraz nie przyspieszają tego procesu, ale mogą korzystnie wpływać na osobę doświadczającą straty. Po pierwsze wsparcie społeczne – ale nie wsparcie, które będzie mowiło „ogarnij się, już przestań płakać”, lecz wsparcie dostosowane do potrzeb osoby w żałobie. Jeden będzie potrzebował wyjazdu w góry, inny, żeby ugotować dla niego obiad, jeszcze inna osoba potrzebuje kogoś z kim może posiedzieć w ciszy, a ktoś będzie chciał opowiadać historie o zmarłym. Każdy ma inne potrzeby w tym czasie. Warto sięgać po wsparcie i dawać je również swoim bliskim. Kolejny czynnik to płacz. Blokowanie łez, zaciskanie zębów by nie płakać, wypieranie potrzeby płaczu tylko komplikuje sprawę. Nie możemy udawać, że nie ma w nas emocji smutku, czy wypierać, że chce nam się płakać. Pozwalając sobie na łzy, pozwalamy sobie na emocje, a emocje wyrażone, szybciej mijają. Nasza codzienność też często działa korzystnie. To, że trzeba dziecku ugotować posiłek, wyprowadzić psa, pójść do pracy – to nam daje poczucie normalności, zwyczajności mimo, że jest ona nieco inna, bo brakuje bliskiej osoby. Bywa, że w żałobie potrzebujemy „urlopu” od codzienności – na to też jest przyzwolenie, ale warto mieć na uwadze, by nie trwało to zbyt długo. Ostatecznym czynnikiem pomocowym mogą być leki. Czasem jest to konieczność, by ktoś w ogóle był w stanie skorzystać z pomocy np. psychologa.