Szczęście – magiczny stan, którego wszyscy sobie życzymy przy wielu okazjach. Urodziny, rocznica, awans, ślub, święta – każda z tych okazji pasuje, by życzyć sobie szczęścia. Jest z nim jednak pewien problem. Otóż każdy z nas chciałby być szczęśliwym człowiekiem, lecz mało kto wie, jak to zrobić, gdy czuje że tego szczęścia nie ma. Okazuje się, że samo życzenie nie wystarczy. Aby być szczęśliwym trzeba się nieco napracować. Być może to, co tutaj napiszę będzie małym kroczkiem w stronę wypracowania lepszego dobrostanu czytelnika, jeśli zechce podjąć próbę modyfikacji sposobu postrzegania różnych wydarzeń.

Częstym zjawiskiem, które może zaobserwować każdy z nas jest narzekanie. Wstajemy rano i się zaczyna: słońca nie ma, mżawka sprawia, że jest zimniej niż byśmy chcieli, korki na drogach, kolega z pracy krzywo zaparkował i trzeba szukać miejsca dwie ulice dalej. W pracy “byle wytrzymać 8 godzin”. Potem znowu korki, samochód wjeżdżając w kałużę ochlapał mnie, przez co mam plamę na płaszczu, a co gorsza zawsze gdy pada nie mam ze sobą parasola. W domu nie lepiej: piętro niżej gotują kiszoną kapustę i czuć jej zapach w całym bloku, przypaliłam garnek, skończyła się pasta do zębów, a kot musiał się położyć akurat na czarnej, wyjściowej bluzce, gdy obok leżał stary dres. Obserwowanie i zapamiętywanie szeregu takich zdarzeń absolutnie nie pomaga polepszyć samopoczucia i nie sprzyja byciu szczęśliwym. A gdyby tak wstać rano i zacząć dzień inaczej: dziś wyjątkowo włosy ułożyły się po mojej myśli, nie musiałam czekać na windę, a do tego sąsiad od kapusty otworzył mi drzwi i przepuścił przodem. W pracy na biurku zastałam ten sam porządek, który zostawiłam wczoraj, a kolega zaparzył dla mnie kawę. Moje nowe buty okazały się wygodne i bez przeszkód mogłam iść ulicę dalej, gdzie zaparkowałam moje auto. W bagażniku znalazłam stary parasol, więc idąc do domu zmoknę nieco mniej. W drodze do domu spotkałam kobietę z małym pieskiem, który podbiegał i lizał każdego przechodnia, co było urocze i od razu się uśmiechnęłam na jego widok. W zamrażarce znalazłam resztę moich ulubionych lodów, w tv puścili powtórkę filmu, którego wczoraj nie udało mi się obejrzeć, a kot dziś wyjątkowo nie zrzucił niczego ze stołu. Proponuję więc mały eksperyment. Polega on na tym, że doświadczając nieprzyjemnej sytuacji zakodujesz ją, zarejestrujesz, że się wydarzyła, a potem pójdziesz dalej. Natomiast doświadczając czegoś miłego, poświęć temu dłuższą chwilę, nazwij to co było dobre, zapamiętaj i skup przez moment na tym, jak miły jest ten kawałek dnia i jak dobrze się czujesz w tej właśnie minucie. Może przypomnisz sobie, że kiedyś spotkała cię podobna sytuacja i także wtedy było to dla ciebie miłe. Dzięki takiemu działaniu przykre i smutne wydarzenia nie znikną, nadal będą się działy, ale poprzez skupianie się na tym, co dobre i miłe jest szansa na stworzenie przeciwwagi. Często doświadczane małe radości i przyjemności mają wielkie znaczenie dla poprawienia dobrostanu, a człowiek, który doświadcza takich pozytywnych stanów łatwiej przyzna, że czuje się dosyć szczęśliwy niż ten, który stale zauważa, co złego i paskudnego go otacza. Dla ułatwienia możesz każdego wieczora poświęcić 5 minut na to, żeby wszystkie te pozytywne doświadczenia spisać na kartce lub w telefonie. Dzięki temu po kilku dniach będziesz mógł zobaczyć jak wiele małych radości się wydarzyło.

Nie jest to złota rada i recepta na szczęście, ale propozycja wypróbowania być może zupełnie nowego sposobu interpretowania i reagowania na wydarzenia dnia codziennego. Nie trzeba wygrać miliona w zdrapce, żeby uznać, że dzień był udany, gdy tak wiele dobrych, maleńkich spraw nam się przytrafia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *